wtorek, 17 sierpnia 2010

O co chodzi? (cz.1)

...W tedy poczułem pierwsze krople, deszcz padał mi prosto w oczy.
Dookoła dało się czuć gorąc. Próbuję wstać – Aaaa!! - poczułem straszliwy ból w lewej nodze, Siadam, podpierając się na rekach odciągam się byle jak najdalej, byle pod dach.

Siedzę pod blachą nie wiadomego pochodzenia, nie pada już na mnie, macam nogę złamanie otwarte – Kurwa!! A miało być tak pięknie – gadam do siebie. Rozglądam się, dookoła pełno jakiś części, kawałki blach, jakiś szmaty – Co się kurwa dzieje!! – zaczynam panikować – Spokojnie, najpierw noga potem panika – znajduje jakoś szmatę, kawałek blachy, robię prowizoryczny opatrunek – Dobra teraz trzeba się stąd wydostać, tylko jak?.

Deszcz zmalał, wychodzę z ukrycia podpieram się kulą ( jakiś pokrzywiony pręt i owinięty kawałkiem szmaty jako rękojeść) rozglądam się po okolicy – O kurwa, kurwa, kurwa!! -wszędzie ogień, szczątki czegoś co przypomina... nie właściwie to nic nie przypomina.

-Tam jest jeszcze jeden- usłyszałem czyiś głos – Halo nic panu nie jest? Zabierzemy pana do karetki? Spokojnie już wszystko dobrze. - po glosie poznałem ze to facet, był ubrany w żółty kombinezon z maską przeciw gazową. Nie miałem pojęcia co się dzieje, wszyscy biegali jak mrówki przypalane lupą, (żółte mrówki) zbierające resztki ocalałych, ale co się tu stało.
-Tak nic mi nie jest, czuję się świetnie.– Powiedziałem ironicznie.-
-Chwała Bogu. Ciesze się ze jest pan cały – no debil, stoję o kulach noga
zakrwawiona,wszędzie pełno trupów a ja mam czuć się świetnie? DEBIL
-Mam złamaną nogę debilu, ślepy kurwa jesteś?
-Przepraszam myślałem... już zabieramy Pana do karetki...
Siedzę w karetce, coś mi wstrzyknęli.
-Co się tu u diabla dzieje?- pytam
-My nic nie wiemy, podobno rozmowy nic nie dały.
-O mój Boże... To znaaaczyy, żeeeaa......
-Śpi, jedziemy do bunkra tam go doprowadzą do porządku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz